menu

niedziela, 29 czerwca 2014

✎ Czerwiec w zdjęciach. :)














Na najważniejsze zdjęcia z sesji zdjęciowej Młodego jeszcze czekamy! <3
A dziś nasze maleństwo kończy 7 miesięcy!! <3

sobota, 7 czerwca 2014

✎ ...bo mamuśka też jest alergikiem.

Tak, tak... mój syn odziedziczył po mnie skłonności do alergii. Choć nie życzę mu, żeby w przyszłości przełożyło mu się to na alergię na pyłki tak jak mam ja. 
Alergię mam odkąd pamiętam. Na co? Jakieś francowate pyłki, które zaczynają się w maju i kończą na przełomie lipca/sierpnia.Według kalendarza alergika będą to trawy. Dokładnie nie wiem. Co roku, gdy dopadają mnie dolegliwości alergiczne obiecuję sobie, że zaraz na jesień zrobię sobie dokładne testy na jakie pyłki jestem uczulona, abym mogła coś na to zaradzić. Niestety... na obiecywankach się kończy. Wraz z zakończeniem alergii kończy się również pamięć o niej i jesienią żyję tak, jakby jej nigdy nie było... aż do maja kolejnego roku. 
W tym roku jednak alergia mnie wykańcza! Kicham, smarkam, kicham, smarkam... i tak na przemian. Gdzie w tak napiętym grafiku zmieścić opiekę nad Młodym?! NIEalergicy nawet nie zdają sobie sprawy jakie to trudne. Jedyny plus, to, że nie czuć zapaszków pieluch i na tym się kończy. Bo jak np. trzymać bezpiecznie dziecko na rękach, gdy nagle dostaje się ataku kichania? Jak się z nim bawić, gdy gdy większość czasu poświęcam chusteczkom higienicznym? Jak się nad nim nachylić, gdy z nosa leci....
Najgorzej jest jednak nocą. Jak nakarmić usypiające dziecko, gdy nos woła o chusteczkę, a usta najchętniej by kichnęły parę razy??! Ostatniej nocy była tragedia. Jak na złość Kamilek budził się w nocy dość często. Nie wiem co mu się to dzieje, ale przez sen tak wędruje po tym łóżeczku, że wiecznie jakaś pozycja mu nie pasuje i ryczy. Jedyny sposób to przyłożyć do cyca, aby spał smacznie dalej. Tylko takie karmienie w czasie alergii to jest wyższa szkoła jazdy. Gdy wstaję z łóżka do Młodego, do nosa napływa od razu katar. Biorę go do cyca, Kamil zasysa i czekam aż zaśnie. Za chwilę przychodzi moment, że już kichawa zapełniona na maksa, chce się kichać, a to ani się wysmarkać, ani kichnąć, bo Młody od razu 'stanie na baczność' (już ze dwa razy mi się tak zdarzyło, że nie wytrzymałam i kichłam). I szczerze Wam przyznam - męczę się w chu** za przeproszeniem... Zaczęłam płakać przy karmieniu. Nie z bólu, ale z tej bezradności, z tego wysiłku stopowania alergicznych objawów, z nerwów. Gdy mały w końcu uśnie, ja wracam do łóżka, wysmarkuje pół opakowania chusteczek, po jakimś czasie walki z katarem w końcu zasypiam, by znów za chwilę obudzić się do Młodego... i tak do samego rana...

środa, 4 czerwca 2014

✎ Jaglanka na śniadanie? Koniecznie!

Naszło mnie, żeby wstawiać tu na bloga przepisy, z których osobiście często korzystam, a z których być może mogłyby skorzystać inne mamuśki i nie tylko. ;-)

Na pierwszy ogień poszło moje śniadanie numer 1 - JAGLANKA, którą od jakiegoś czasu jadam niemalże codziennie. Poważnie. Codziennie to samo śniadanie i jeszcze mi się ono nie znudziło - szczególnie, że można je dobrowolnie modyfikować. Ja jednak zamieszczę przepis najsmaczniejszy (jak dla mnie). 

Na początek w skrócie kilka informacji o kaszy jaglanej:
- nie zawiera glutenu
- bardzo dobre źródło energii
- zwiera ok 10% białka
- usuwa toksyny z organizmu
- znajduje się również lecytyna, która poprawia pamięć i reguluje ilość cholesterolu
- jest zasadotwórcza, czyli wspomaga trawienie i wyrównuje nadmiar kwasu
- usuwa nadmiar wilgoci z organizmu (śluze) np podczas kataru
- posiada rzadką krzemionkę, która ma leczniczy wpływ na stawy i korzystnie wpływa na włosy, paznokcie i skórę
- zapobiega powstawaniu raka
- ma ocieplające właściwości - polecana osobom, które marzną zimą

Składniki:
- pół szklanki kaszy jaglanej
- szczypta soli
- banan
- jabłko
- rodzynki
- słonecznik łuskany
- łyżeczka zmielonego siemia lnianego
- płaska łyżeczka cynamonu
- pół łyżeczki imbiru mielonego

Wykonanie:
Banany kroimy w kostkę, jabłko trzemy na tarce lub kroimy w kostkę, rodzynki siekamy.
Do suchego garnka wsypujemy kaszę i prażymy ją cały czas mieszając drewnianą łyżką aż do momentu, kiedy zaczniemy odczuwać lekki, orzechowy zapach. Następnie zalewamy ją wrzątkiem, mieszamy, by dokładnie ją wypłukać i wylewamy wodę. Wlewamy do garnka szklankę wrzątku, solimy i gotujemy kaszę na małym ogniu pod przykryciem przez 10 minut. (kaszy nie mieszamy, aby się nie przypaliła!) Po 10 minutach dodajemy resztę składników, zakrywamy garnek i gotujemy jeszcze ok 7-10 min. (dalej nie mieszamy) Jeśli trzeba - podlewamy jeszcze odrobinką wody. Po ugotowaniu, wyłączamy palnik, mieszamy dokładnie kaszę ze wszystkimi składnikami, zakrywamy garnek pokrywką i zostawiamy na ciepłym palniku jeszcze ok 5 minut)



Jaglanka nie od razu mi zasmakowała - może dlatego, że pierwsze jaglanki nie wychodziły tak jak powinny, lecz po kilku próbach różnych przepisów w końcu doszłam do wprawy.
Składniki do jaglanki mogą być przeróżne. Można ją wykonywać na różne sposoby. Od dłuższego czasu jadam tą jedną... z bananem, jabłkiem, cynamonem... ale naszła mnie ochota na eksperymenty. W końcu mamy teraz różne sezonowe owoce! Tak więc jeśli zrobię jeszcze jakieś jaglanki godne polecenia - na pewno Wam je tu przedstawię.
Smacznego!! ;*

poniedziałek, 2 czerwca 2014

✎ Matka bloguje, ale zbyt rzadko...

...i muszę to koniecznie zmienić! Miałam chwilę zwątpienia, czy to pisanie ma sens, gdy ja wiecznie nie mam czasu. Zajmowanie się domem oraz małym KOCHANYM brzdącem, który jest coraz bardziej ciekawski i ruchliwy zabiera na prawdę mnóstwo czasu. Wiecznie nie zdążę to wyprasować ubranek, to odkurzyć. A czas, gdy Młody uśnie w ciągu dnia poświęcam... spaniu. No tak... jakoś ostatnio wiecznie zmęczona i niewyspana jestem. Przydałaby się tak jedna noc w pełni przespana bez żadnych przerw. ;-D Oj tak! Jedna taka noc. Póki co to jednak wczoraj mieliśmy z mężem całe 3 godziny tylko dla siebie! Taki o prezent od moich rodziców - kazali nam przynieść Kamila do nich i spadać do kina lub na lody. W kinie popołudniu nic fajnego nie leciało niestety, tak więc poszliśmy na 'mały' deserek. 'Mały', bo nie po to zaczęłam znowu ćwiczyć z Chodakowską, żeby przyznawać się do dużych grzechów. :-D Ale świetnie było tak spędzić chwilę tylko we dwoje. Pierwszy raz od narodzin naszego Szkraba. Choć oczywiście w głowie miałam: "Czy Młody jest grzeczny?", "Czy nie płacze?" etc to jednak był to dobry pomysł. Po deserze czas poświęciliśmy na znalezienie prezentu na dzień dziecka dla naszego syna oraz zrobienie zakupów do domu. A co... zakupy bez wózka to też rarytas. :-D

Co do Chodakowskiej - tak zaczęłam po raz drugi ćwiczyć. Teraz mam większą motywacje! I w ciągu pierwszych 2 tygodni w obwodzie brzucha spadło dwa cm bez żadnej konkretnej diety! Ha! Nawet w Lidlu zakupiłam już sobie buty i cyckonosz do ćwiczeń, co by mi te mlekodojce nie podskakiwały za bardzo. :-D Zaczęłam od Sklapela - na tą chwilę wykonuje już go prawie całego, do tego włączyłam ostatnio Kilera - tu jest problem, bez żadnej przerwy jestem w stanie skakać z Ewką zaledwie 4 minuty i 34 sekundy. Cóż, dziś podejście drugie - może będzie lepiej.

A teraz przydałoby się w końcu napisać coś o moim pierworodnym, co nie? W końcu to z myślą o nim założyłam tego bloga, a tak tu nawijam o sobie tylko.





UWAGA! WAŻNE! Mój syn 29 maja skończył PÓŁ ROKU!!!!! Tak! Kiedy ten czas tak szybko zleciał? Kto to wie! Dopiero co czekaliśmy, aż Młody zacznie coś więcej niż tylko leżeć, sikać i nic nie kumać. A teraz? Musi być pod stałą kontrolą, gdy leży na naszym łóżku, bo przemieszcza się w tempie ekspresowym turlając się, w swoim łóżeczku wędruje i wykopuje nóżkami przewijak, siedząc w foteliku/bujaku, muszę zapinać go pasami, bo wyczołguje się się z nich - ostatnio z rana dałam go do fotelika, by dospał jeszcze jakieś pół godzinki i zasnęłam, a gdy się obudziłam Młodego nie było w foteliku... był metr dalej... leżał  sobie na brzuszku na dywanie i bawił się kablami z mojego laptopa. No wyskoczyłam z łóżka wtedy jak poparzona.





JEDZENIE. Ostatnio pisałam, że zdecydowałam się na karmienie metodą BLW. Długo to nie potrwało... byłam na wizycie u nie swojego lekarza, tak, aby spojrzał na Kamila czy wszystko z nim jest ok. Lekarz ten jest ordynatorem na oddziale niemowlęcym u nas w szpitalu i spoglądając na niego od razu stwierdził, że mały ma lekką anemie. A i faktycznie, że mi ostatnio w badaniach wyszło, że minimalnie brakuje mi żelaza, to jemu pewnie też. Byliśmy też już z nim na morfologi - pobierali mu krew z paluszka i nawet nie poczuł. Ba!Nawet się uśmiechał! ;-) Wyniki były lekko nie w normie, ale lekarz powiedział, że taki jego urok. W każdym razie wracając do jedzenia wszędzie pisze, że mleko matki wystarcza do 6 miesiąca, ten jednak powiedział, że już od 4 miesiąca powinnam dawać jakieś soczki chociaż. I kazał jak najszybciej zacząć podawać soczki oraz zupki. Tak więc zrezygnowaliśmy z BLW, aby jak najszybciej Młody zaczął zajadać się czymś oprócz mojego mleka. Za sobą mamy już wypróbowane jabłko, śliwkę suszoną, marchewkę (z czym było o dziwo najgorzej, ale i nią się już zajada), brokuły, ziemniaki, pietruszkę, a nawet i szpinak. Wszystko jak dotąd zjada bardzo ładnie z łyżeczki co pokazuje poniższy filmik jak zajada się zupką brokułową. :-D



SKAZA BIAŁKOWA? To już jest w ogóle temat, którego nie kumam. Wszędzie pisze - NIE WOLNO MLEKA I JEGO PRZETWORÓW W TYM SERÓW. A co się dowiedziałam od tego ordynatora? Że przy produkcji serów coś tam się robi, że sery nie uczulają. I wiecie co? Zajadam się teraz dawno upragnionym serem żółtym, serkami Danio, serem białym i NIC Młodemu nie ma! Przez chwilę myślałam, że może skaza zniknęła, ale wypiłam kawę z mlekiem i jednak okazało się, że nie... W każdym razie i tak chyba zanika, bo jak zjem trochę jogurtu czy śmietany, to zaczyna mu się robić lekko sucha skóra z bardzo delikatnymi krostkami na dzień góra dwa. Wcześniej objawy były większe. Może to probiotyk pomaga? Może krem? Nie wiem. W każdym razie cieszę się, że mogę pozwolić sobie na wiele więcej. Mniam mmiam. <<SZCZĘŚLIWA>>